Biznes

48 h dookoła Polski

48 h dookoła Polski

Motoryzacja jest piękna, daje nam wolność. Też macie tak, że czasami wsiadacie do samochodu i jedziecie przed siebie?

Ostatnio z chłopakami od lifestylowego projektu Śniadanie i Gablota umówiliśmy się, że objedziemy Polskę dookoła jak najbliżej granic i co więcej zrobimy to w 48 godzin. Jako że tak szalone projekty u nich to norma, od słowa do realizacji minęło bardzo mało czasu. Tak oto w dniu 24 września wsiedliśmy do naszego firmowego vana i ze Świebodzina ruszyliśmy w stronę Gubina. Pierwszą dwunastogodzinną zmianę pojechaliśmy w stronę południa. Piękna pogoda towarzyszyła nam przez cały dzień jazdy, boczne mało uczęszczane drogi w sumie pomogły osiągnąć fajną średnią przejazdu i przejechać sprawnie wzdłuż całej południowej, górskiej granicy naszego kraju. Jako, że jesteśmy motoryzacyjnymi zapaleńcami, odwiedzaliśmy charakterystyczne dla fanów benzyny miejsca. Jednym z nich był kamień pamiątkowy na cześć naszego rajdowego mistrza Mariana Bublewicza, umiejscowiony na odcinku specjalnym Orłowiec – Złoty Stok, w miejscu gdzie załodze przytrafił się nieszczęśliwy wypadek, który to doprowadził do śmierci kierowcy. Charakterystycznym miejscem był także dworzec PKP w Zakopanem ze stylowym neonem. Wpadliśmy po drodze do Sanoka – miasta, w którym produkowano polskie autobusy, ale także urodził
się architekt, inżynier i artysta Zdzisław Beksiński. Przejechaliśmy przez miejscowość Hołowczyce (pozdrawiamy tutaj pana Krzysztofa kolejnego naszego rajdowego mistrza). Białystok zrobił na nas duże wrażenie widać, że wschodnia część Polski bardzo dynamicznie rozwija się w ostatnim czasie. Dość trudno jechało się przez przepiękną krainę największych jezior czyli Mazury. Drogi tam są dość wąskie i kręte, ale to dobrze, jadąc wolniej można napawać się pięknem tej części Polski, a wierzcie mi jest czym. Dalej Elbląg i najtrudniejszy punkt na trasie czyli Trójmiasto. Jadąc przez metropolię dopiero można zauważyć, jaki spokój oferują miejsca, gdzie nie ma dużego natłoku samochodów.
Straciliśmy tam dwie godziny, przebijając się do półwyspu, który oczywiście był obowiązkowym stopem podczas naszej podróży. Hel przywitał nas sennym wieczorem i posezonowymi pustkami, z jednej strony fajnie, ponieważ dość sprawnie zaliczyliśmy przejazd przez półwysep. Już bliżej niż dalej, więc udaliśmy się w stronę Szczecina – tam złapał nas pierwszy podczas tej dwudniowej eskapady deszcz, do tej pory pogoda była nam bardzo łaskawa. Cel, czyli ponownie Świebodzin, osiągnęliśmy po około 41 godzinach jazdy. Założony plan w pełni zrealizowaliśmy z całkiem fajnym zapasem. Wiemy jednak, że można pojechać jeszcze głębiej wzdłuż granic naszego pięknego kraju i  zapewne zrealizujemy to wyzwanie. To była dość szalona podróż, pokazała nam jednak, że i w naszym kraju można przeżyć świetną motoryzacyjną przygodę, przejechać po dużej ilości pięknie umiejscowionych lokalnych dróg. Pomysł podróży powstał na kanwie książki
„Benzynowa eskapada” Zdzisława Kleszczyńskiego – polecam wydawnictwo. Jak myślicie, będzie można napisać niedługo remake pod tytułem „Elektryczna eskapada”? Ja tam jednak wolę jechać samochodem i słuchać jednostajnego miłego dla ucha pomruku silnika.

Tomasz Kamiński

Poprzedni artykuł

Pasja i biznes

Czytaj więcej
Następny artykuł

Państwowa Inspekcja Pracy radzi

Czytaj więcej

ul. Reja 6, 65-076 Zielona Góra
Tel. 784 641 622
E-mail: a.goliczewska@opzl.pl